Rozdział 1: Moment rozstania
Piszę w imienu Lily
----------------------------------------------------
Po raz ostatni rozglądnełam się po pokoju i spojrzałam w
lustro. Zobaczyłam czarownicę, ale nie taką która wyciąga zająca z kapelusza,
lecz taką czarownicą która potrafi się
transmutować i wyczarować własnego patronusa. Zobaczyłam tam jeszcze dziewczyną
z kasztanowo - rudymi włosami opadającymi na ramiona. Przeszłam się jeszcze parę
razy po pokoju sprawdzając czy wszystko mam. Na kanapie stała klatka z moim
kotem Cristel. Sierść miała w łatki, w
odcieniu rudym podobnym do koloru moich włosów, natomiast reszta sierści była
śnieżno - biała . Miałam już różdżkę i książki i wszystko co potrzebne.
Podeszłam do drzwi już miałam je otworzyć gdy usłyszałam krzyk mojej siostry
Petuni. Wolałam nie wychodzić z pokoju puki ona sama nie pójdzie do siebie.
Usiadłam na swoim łóżku i nasłuchiwałam czy idzie. Nagle usłyszałam zbliżające
się kroki w stronę moich drzwi. Aż w
końcu otworzyły się z hukiem tak że
uderzyły w szafę tak mocno że o mało się nie rozleciała gdyż meble w moim
pokoju były bardzo stare. W drzwiach stanęła moja siostra czerwona jak burak i
wykrzyczała coś w stylu „Masz zejść na dół ty dziwolągu”. Zrobiłam jak
powiedziała choć miałam ochotę się z nią trochę podroczyć. Schodząc na dół
mijałam wiszące na ścianach obrazy w wielkich srebrny ramach. Obrazy te nie
przedstawiają nic konkretnego, zastanawiam się czasem po co my je trzymamy w
domu. Właśnie minęłam pokój mojej siostry na drzwiach jej pokoju przyczepiony
jest jakiś dziwny obrazek z napisem „Dziwolągom wstęp wzbroniony”. Ah.. ta moja
siostra chyba dalej nie może ochłonąć bo biega cały czas z mojego pokoju do
swojego. Już prawie byłam w salonie mijałam jeszcze tylko wielki zegar stojący
na pół piętrze i zeszłam na sam dół. Drzwi od salonu były zamknięte, zapukałam
leciutko i weszłam do środka. Gdy ojciec mnie zobaczył rozpromienił się, a
matka miała kamienną twarz. Stałam tak na środku pokoju dosyć długą chwilę aż w
końcu musiałam się odezwać nie wytrzymałam dłużej tej ciszy i nie miałam ochoty
dłużej z tym zwlekać, więc zwróciłam się do ojca (ojciec lubił moje opowieści o
Hogwarcie, a matka jakoś to znosiła ale nie była za dużą fanką tej szkoły) :
- Tatusiu jedziemy już ? – zapytałam z niepewnością w głosie.
- Tak córeczko, poczekaj chwilkę ubiorę tylko płaszcz. –
powiedział.
- Mamo a ty jedziesz z nami ?. – nie pewnie zwróciłam się do
mamy.
- Wiesz…., ja muszę..yy…muszę posprzątać, i zrobić obiad….
Zrozumiałam że mama nie podziela mojego entuzjazmu i nie ma
ochoty ze mną jechać, a przecież sprzątaniem i gotowaniem zajmuje się pani
Susan.
- Dobrze no to Pa mamo. – Odparłam ze zrezygnowaniem w głosie
i dałam jej buziaka w policzek.
Powolnym krokiem
opuściłam salon, w holu czekał już na mnie tata z moim kufrem. Poszłam jeszcze
raz do swojego pokoju sprawdzić czy wszystko wzięłam. Na kanapie dalej stała
klatka z Cristel o której prawie zapomniałam. Przed wyjściem z domu pomachałam mamie
i siostrze która na pożegnanie pokazała mi język. Wsiadając do samochodu
jeszcze raz spojrzałam na nasz ogromny dom. Tata wsiadł do auta i ruszyliśmy. Obok
mnie na siedzeniu stała klatka z Cristel ona wyglądała na przygnębioną, w
przeciwieństwie do mnie. Jadąc na dworzec King’s Cross mijaliśmy wiele domów
małych i dużych. Mijaliśmy też dom Severusa z którym zaprzyjaźniłam się, On
nauczył mnie kilku zakląć i powiedział o istnieniu magii. Gdy w końcu
dojechaliśmy wysiadłam z naszego zielonego auta, wyciągnęłam klatkę i poszłam
po mój bagaż. Tata odprowadził mnie do przejścia na peron 9 i ¾. Ucałowałam go
w policzek i mocno przytuliłam na pożegnanie. Ruszyłam w stronę przejścia,
najpierw wolno potem coraz szybciej i przed samym przejściem pomachałam jeszcze
tacie. Zamknęłam oczy i…. już byłam na właściwym peronie.